Witam Cię na moim blogu. Bardzo dziękuję za odwiedziny i zapraszam ponownie.
PROSZĘ PODARUJ MI 1% SWOJEGO PODATKU KRS 0000097900 Z dopiskiem : DLA PAULINY GAJEWSKIEJ

O mnie



Jestem Paulina,

W 2012 roku dosłownie cudem udało mi się skończyć 21 lat. Mieszkam w Łodzi. Uwielbiam biegać z aparatem fotograficznym i zatrzymywać prawie wszystkie chwile na zdjęciach. Kocham bardzo moje psy - Gucia, Marleyka i Loretkę. Jestem bezgranicznie zakochana w moim ukochanym chłopaku, który nadaje mojemu życiu sens. Razem z Nim walczymy o każdy mój dzień tu na ziemi...

Już od pierwszych dni mojego życia było wiadomo, że coś jest ze mną nie tak. Ale dopiero w trzecim miesiącu życia zdiagnozowano u mnie MUKOWISCYDOZĘ, genetyczną i śmiertelną chorobę, która systematycznie wyniszcza mi cały organizm.

Moje dzieciństwo wspominam przez mgłę. Najchętniej wymazałabym ten czas z pamięci. Od samego początku byłam pozbawiona kontaktu z rówieśnikami, nigdy nie mogłam pójść do szkoły, a moim domem był szpital i mały pokój w czterech ścianach mojego rodzinnego mieszkania. Podczas bardzo częstych i długich pobytów w szpitalach bardzo tęskniłam za domem i bliskimi.

Z roku na rok moja choroba coraz bardziej postępowała i utrudniała mi codzienne funkcjonowanie. Dzień w dzień robiłam inhalacje, korzystałam z aparatury dostarczającej mi tlen, miałam sondę w brzuchu i byłam karmiona odżywkami w kroplówce nawet w domu. A mój stan zdrowia i tak cały czas się pogarszał...

W szpitalach byłam "świadkiem" śmierci znajomych i przyjaciół chorych na mukowiscydozę. Świadomość, że następna mogę odejść ja była dla mnie czymś przerażającym. Czułam, że stoję w kolejce do nieba.

Gdy tylko mój stan zdrowia dramatycznie się pogorszył, lekarz powiedział mi, że mogę nie doczekać 18-tych urodzin i wtedy zapadła decyzja o przeszczepie płuc. Wtedy jeszcze przeszczepy płuc u chorych na mukowiscydozę nie były możliwe w Polsce, dlatego pojechałam po nowe życie do Wiednia. Znałam już kilka osób z Polski po udanym przeszczepie płuc w wiedeńskiej klinice i radość z ich obecnego życia przepełniała mnie całą. Pragnienie nowego, lepszego życia stało się moim największym marzeniem.

W lutym 2008 roku pierwszy raz pojechałam do Wiednia i usłyszałam, że wciągu roku otrzymam nowe płuca. Wróciłam do Polski i bałam się momentu w którym zadzwoni telefon z Wiednia i będę musiała pojechać na operację, która zadecyduje o mojej dalszej przyszłości. Zastanawiałam się jak zniosę to ogromne cierpienie w pierwszych dobach po przeszczepie... Czy dam radę przez to wszystko przejść ? czułam, że przeszczep nie będzie końcem mojego życia. Wiedziałam, że wszystko się uda, ale bałam się ogromnie bólu.

Dokładnie wieczorem 28.03.2013 mama pakowała mnie do kliniki, która mieści się w Rabce, a ja leżałam na łóżku i mówiłam mamie co ma mi spakować do szpitala. O godzinie 19:00 zadzwonił do mamy telefon, to była moja ukochana Pani Doktor, od razu pomyślałam sobie "co Ona może od Nas chcieć w sobotę i to o tej godzinie...". Długo na odpowiedź nie musiałam czekać. Po kilku sekundach usłyszałam z ust mamy mówiącej do słuchawki "jak to mamy pół godziny aby się spakować?". Już wtedy zdałam sobie sprawę, że JADĘ DO WIEDNIA PO NOWE ŻYCIE!!! Łzy od razu popłynęły mi z oczu, a serce zaczęło być najmocniej i najszybciej jak tylko potrafiło... Nie potrafię dziś w odpowiedni sposób opisać to co wtedy czułam. To były niesamowite emocje, których już nigdy więcej nie doświadczyłam. Bałam się bardzo mocno tego co czeka mnie tam na miejscu w Wiedniu, a z drugiej strony bardzo chciałam żyć. Wiedziałam, że tylko przeszczep płuc może podarować mi dodatkowy czas tu na ziemi. Po godzinie pod mój blok podjechała karetka. Pożegnałam się z rodzeństwem, odebrałam "milion" telefonów ze słowami wsparcia i wsiadłam do karetki za którą jechali moi rodzice...

Po ośmiu godzinach jazdy karetkę dotarłam do pięknego Wiednia. Już na samym wstępie nacierpiałam się przy pobieraniu krwi na badania. Lekarze nie mogli mi się wkłuć i na dzień dobry założono mi wkłucie centralne w szyje. Poza mną czekało trzech innych pacjentów na te same płuca. Po wynikach badań miało się okazać kto otrzyma nowe płuca...ja czy ktoś inny. Po dużym cierpieniu z założeniem wkłucia centralnego powiedziałam sama do siebie, że jeśli te płuca nie będą moje to już więcej nie przyjadę do Wiednia! ;-)

    Kilka godzin później przyszła do mnie pielęgniarka w mocno czerwonych włosach z sympatycznym uśmiechem na twarzy i powiadomiła mnie, że za kilka minut pojadę na blok. Po chwili byłam już przed blokiem operacyjnym i żegnałam się z rodzicami, a po chwili polski lekarz chwilę przed uśpieniem mnie powiedział mi " do zobaczenia jutro, śpij dobrze! " ;-)



Pierwsze dni po przeszczepie wspominam bardzo źle. Miałam cały stos kroplówek, drenów w płucach i byłam podłączona do wielu aparatur. Nie miałam siły się ruszyć, wszystko mnie bolało i cierpiałam na bezsenność. Każda interwencja pielęgniarek sprawiała mi ogromny ból i wywoływała u mnie ogromny strach. Nie rozumiałam języka w którym do mnie mówiono. Czułam się okropnie, a lekarze każdego dnia byli ze mnie coraz bardziej dumni. Na drugi dzień po przeszczepie mogłam już chodzić przy pomocy pielęgniarek. Nie ważne, że gdy tylko słyszałam z daleka głos idącej do mnie rehabilitantki, to płakałam... ważne było to, że moje płuca od razu podjęły pracę, a na drugi dzień mogłam chodzić.

Po 7 dniach pobytu na OIOMIE przeniesiono mnie na normalny oddział na którym musiałam już liczyć na siebie i uczyć się wszystkiego od nowa. Mój organizm zdał egzamin na 6+ i bardzo szybko opuściłam szpital. Potem już tylko dochodziłam na rehabilitację i badania kontrolne. Po dwóch miesiącach od telefonu z Wiednia, że są dla mnie nowe płuca mogłam wrócić do Polski. Wyjechałam jako ciężko chora osoba, której zbyt wiele życia nie zostało, a wróciłam pełna sił i pełnego oddechu. To było niesamowite... ;-)

Po 17 latach ciężkiej walki z mukowiscydozą w końcu poczułam ulgę, mogłam wziąć w swoje nowe płuca głęboki oddech. Śmiejąc się już nie obawiałam się tego, że za chwile złapie mnie atak kaszlu i zacznę robić się sina.... a może nawet się uduszę. Po tylu latach poczułam się w końcu jak moi rówieśnicy. Każdy nowy dzień stał się dla mnie cudem i chciałam z niego wycisnąć tyle ile tylko mogłam.

Po miesiącu od powrotu z Wiednia zdiagnozowano u mnie cukrzycę. Załamałam się. Wiedziałam, że czeka mnie życie z igłami, których tak bardzo się bałam. Ale po kilku tygodniach powiedziałam sobie " PRZESZŁAM JUŻ TYLE TO I Z TYM SOBIE PORADZĘ!!! " ;-)

Dni, tygodnie, miesiące, a nawet i lata od mojego przeszczepu mijały. Czułam się świetnie i mogłam moim głębokim oddechem przenosić góry. Co jakiś czas jeździłam na badania kontrolne. Przed ponad trzy lata od przeszczepu każdego dnia cieszyłam się świetnym samopoczuciem i nie pojawiły się u mnie żadne komplikacje. Z całych sił chciałam żyć tak jak moi rówieśnicy. Zaczęłam spełniać swoje marzenia i w końcu na chwile zapomniałam o tym, że wciąż jestem śmiertelnie chora.

Przeszczep płuc nie sprawił, że wyzdrowiałam, wciąż walczę z okrutną MUKOWISCYDOZĄ. Rok 2012 zapamiętam do końca życia. Był to dla mnie najtrudniejszy rok od czasu operacji. Pod listopada 2012 trafiłam na do szpitala na oddział urologiczny z powodu bardzo dużego bólu lewej nerki. Po bardzo szybkim czasie w trybie natychmiastowym trafiłam na OIOM, gdzie zostałam podłączona pod respirator i wprowadzona w śpiączkę. Moją rodzinę i ukochanego chłopaka poproszono o pożegnanie się ze mną, ponieważ nie dawano mi szans na przeżycie. Sama pierwszy raz poczułam, że naprawdę mogę odejść. Tak bardzo bałam się śmierci. Ale kolejny raz w moim życiu zdarzył się cud. Mój organizm pokazał jak bardzo chcę dalej żyć i moje płuca na nowo podjęły pracę.

Od tamtego czasu moje samopoczucie jest bardzo zmienne. Miewam bardzo dużo dni gorszych. Jestem słabsza i widzę, że nie mam już tyle sił jak dawniej po przeszczepie. Lekarze z Wiednia na samym początku powiadomili moją rodzinę o tym, że mam 60% szans na przeżycie 5 lat od momentu przeszczepu, a 50% szans na przeżycie 10 lat. Mam jednak dla kogo żyć. Mam wspaniałe rodzeństwo, ukochanego chłopaka, który jest przy mnie na dobre i złe i nie pozwala mi się poddać. Marzę o dniu w który stanę razem z moim ukochanym w białej sukni przed ołtarzem. Wierzę z całego serca, że będzie mi dane doczekać tego dnia...

Abym mogła dalej żyć potrzebuję bardzo kosztownego leczenia, aby mój organizm nie odrzucił nowych płuc, odżywek wysokokalorycznych i badań kontrolnych w ośrodku w Zabrzu oraz w Klinice w Wiedniu, gdzie został wykonany przeszczep.

Bez Waszej ogromnej pomocy i zaangażowania nie doszłabym tak daleko. Za każdą pomoc jestem Wam z całego serca bardzo wdzięczna. Ze względu na moją trudną sytuacje i ogromną chęć życia bardzo proszę Was o dalszą pomoc. Zbieram na moim subkoncie w fundacji Matio pieniądze na leczenie i wizyty kontrolne w Wiedniu. Dzięki odpowiedniej opiece medycznej, której brakuje tu w Polsce, mam szanse na dłuższe życie.

Wielu pacjentów chorych na mukowiscydozę odchodzi bardzo wcześnie po udanych przeszczepach płuc. Nie chcę odchodzić tak wcześnie jak oni. PRAGNĘ ŻYĆ ... I WIERZĘ, ŻE DZIĘKI WASZEJ POMOCY MI SIĘ TO UDA.

Dziękuję,
Paulina


13 komentarzy:

  1. Wzruszyłaś mnie twoim blogiem. Rozpaliłaś serce i rozjaśniłaś dusze. Przekonałaś mnie do siebie. Wiem doskonale co czujesz względem samotności. Byłem 4 lata z jedną dziewczyną która potrzebowała znacznie więcej opieki. poróżniły nas jednak charaktery i jej brak zadbania o własne zdrowie. Przekaże dla Ciebie ten jeden procent. Zasługujesz na niego. W zamian chciałbym zobaczyć tylko twoją uśmiechniętą buzie na sympati. pozdrowienia i szczęścia w życiu. oby ta choroba Ci więcej tak nie dokuczała.

    OdpowiedzUsuń
  2. Jeśli byś miała ochote na kontak to podaje moje GG 6194343 i numer tel 511966600

    OdpowiedzUsuń
  3. Czytałam Twoją historię ze łzami w oczach. Wiem, jak było Ci ciężko. Ja sama nie choruję na mukowiscydozę, ale bliska mi osoba tak. Każdego dnia także moje uczucia są przepełnione lękiem, co będzie dalej. Czy życie będzie dla nas łaskawe, czy pozwoli tej osobie być w moim życiu na zawsze? Wiem, że nie, ale tak bardzo pragnę zatrzymać świat i cieszyć się bliskością. Kochać to zbyt mało by kogoś zatrzymać... Życzę Ci dużo szczęścia i powodzenia w dalszym życiu, abyś była tutaj jak najdłużej. Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  4. Nie wiem, co mam powiedzieć... Znam Twoją historię od dłuższego czasu, ale dopiero teraz przeczytałam to wszystko i... Mam łzy w oczach. Po prostu... Trzymaj się, walcz!
    Buziaki!

    OdpowiedzUsuń
  5. jeśli jesteś chętna poznać mukolinę trochę młodszą, bo mam 17 lat ale już 2 lata jestem po przeszczepie wątroby to napisz 6261630!:*

    OdpowiedzUsuń
  6. Jestes niesamowitą, waleczną, pełną optymizmu dziewczyną
    nie chce sie rozpisywac
    po prostu jeseś moją idolką ! dziekuje ci za to Paulino ;)
    jesli bys chciała popisać, mam nadzieje ze bedziesz gg 47505931

    OdpowiedzUsuń
  7. KOCHANA JESTEŚ WALCZ

    OdpowiedzUsuń
  8. Jesteś niesamowicie silną dziewczyną!
    Trzymam za Ciebie kciuki ;)
    Nigdy się nie poddawaj.

    OdpowiedzUsuń
  9. Niektórzy ludzie Mówią : czemu ja żyje np Jak jestem taka brzydka albo czemu jak mam brzydkie ciuchy a niektórzy mogli by mieć brzydkie ubrania albo nie być najpiękniejszym ale oddali by wszystko żeby uwolnić się od chorób albo choć pożyć dłużej i ty jesteś tego przykładem (NIE PODDAWAJ SIĘ CAŁA POLSKA JEST Z TOBĄ I TRZYMA KCIUKI )

    OdpowiedzUsuń
  10. Paulino!!wyobrazam sobie co czujesz moja Mmamunia walczyła 4 lata z nowotworem lecz niestety przegralismy Była silna i dzielna.do dzis pamietam jak bardzo sie Starala dla nas!!!ludzi z tym nowotworem zyja najdluzej rok a moja Mamunia zyla 4!!!tak mi jest Jej brak........................lecz nauczyla nas wszystkich Wiary Nadzieji Milosci ZROZUMIENIA a przedewszystkim POKAZALA JAK WALCZYS Z TRUDNOSCIAMI LOSU A PRZEDEWSZYSTKIM Z CHOROBA.NIGDY SIE NIE PODDAWALA I NAM NIE POZWALALA ROWNIEZ.BYLA I JEST ONA DLA MNIE CALYM MOIM SWIATEM!!!!WIEC I TY SIE NIE PODDAWAJ JEZELI ZYCIE TAK KOCHASZ WLACZ WLACZ I JESZCE RAZ WALCZ JESTES SILNA DZIEWCZYNA WIERZE ZE DASZ SOBIE RADE A BOG I MOJA MAMUNIA JEST Z TOBA I CI POMOGA ,BEDA WSPIERAC CZUWAC NAD TOBA TYLKO SIE NIE PODDAWAJ!!!!!

    OdpowiedzUsuń
  11. Część nie musisz chorować, czy słyszałaś kiedyś o mszach świętych w Sanktuarium św.Józefa w Częstochowie? są to msze z modlitwami o uzdrowienie.Prowadzi je święty kapłan. Jest wiele cudów na tych mszach za które ludzie z płaczem dziękują przy mikrofonie. Posłuchaj świadectw ludzi którzy już nie chorują przez interet. I odsłuchaj paru mszy. Oto strona www.mimj.pl
    Ja odsłuchiwałam wiele mszy przez internet i doznawałam wielu łask od Pana Jezusa. Mnie uzdrowił z nerwicy, lęków i uwolnił z przekleństwa międzypokoleniowego które było skutkiem wielkiego zła w mojej rodzinie. Życzę Ci aby dobry Bóg miał szanse pokazać Ci jak bardzo Cię kocha i jak wielka jest jego moc dla tych co mu dają szanse.Anna

    OdpowiedzUsuń
  12. Jesteś dzielna i tak trzymaj. Twoja historia choroby mnie wzruszyła. Czasem nie wiem co w takiej chwili powiedzie... Tylko Ty i wielu innych chorych na mukowiscydozę najlepiej wiedzą co czują. Żyj i walcz dalej o siebie i ciesz się życiem!!! Duuzo zdrowia:)

    OdpowiedzUsuń
  13. Bóg nad Tobą czuwa :)

    OdpowiedzUsuń

Zostaw po sobie ślad :)